![]() |
wszystko i zawsze się urodziło się słońce uniosło się przyczepiło nitkę do pięty zaczęło się zawsze się spotyka się czuje się bywa i samo się zawsze wszystko w nitkach po nitkach za nitkami a mówiło się a mówiło się i zapomniało zawsze zawsze kokakola (bo to poza bo to poza gramatyką coś się stało) tytuł: postaci ostro po sensacyjnym seansie filmowym wyprowadzają swe zwierzaki na wieczorny spacer Drogi! zwróć uwagę na kobiety w autobusie lub tramwaju trzymające się pionowej poręczy. patrz na ich dłonie których palce i śródręcza układają się dokładnie tak jak później na twardych kutasach ich mężczyzn. jad zbiera się w każdym i wycieka przecież tędy albo tamtędy. niektórym panienkom radykalnie humanistycznym wystarczy ostre liryczne wierszolenie w kroku, na stojąco, czy liberalnie od tyłu, z całą istotą poezji zebraną z obu półkul moszny. to, wydaje mi się, jedyna ucieczka dla nas potem nie ma już nic prócz nieudolnego omijania wentylowanych gówienek na tak obraźliwie zielonej trawie. chciałbym dodać coś jeszcze o pogodzie, temacie tak rzadko przeze mnie podejmowanym, otóż jest ciemno w dodatku żaluzje pozostawiają trwały przeplot na moim światopodglądzie jednak z pewnością słońce ciągle jeszcze oddala się od tego miejsca w którym jestem. bunt lub rewolucja brzęk światła z połamanej latarni na nie tej ulicy i również okna ulepione z kocich oczu, nie pada, nie śnieży urokliwie pogoda pogodziła się na ten jeden raz gdy sprzedawcy sprzętu elektronicznego wysokiej klasy stoją w kręgu długich płaszczy ze smoły. krąg a w kręgu poszarpane serduszka gołębie. poszarpane serduszka gołębie. gołębi serduszka, które poszarpało... i stoją sprzedawcy w długich płaszczach patrząc tupią tupczą, i tupią w ten nietakt, ściskają sine pięści, marszczą przerażone palce. pomiędzy miastami niemców na przykład słońce przepada więc słońce przepadło, wyślizgnęło się och choćby ponurym słupom telegraficznym elektrycznym liniom nie wiem, zostawiając jaskrawe tropy pastelowe misiowe ślady. to ziemia wbiła dwa kominy w niebość i wysysa i wysysa kolory. POSTMORDERNAZIZM 1. boli w krzyżu. myje się ciotka w okolicach oświęcimia. starcza skóra odlepia się od ciała. pod palcami zsuwa się łatwo jak z dobrze ugotowanego kurczaka. mydło zbiera wszystko mydło w jej ręku zdziera. jak krople kwasu, prysznic dziurawi pomysły pana krew wsiąkła tak głęboko, że nawet krwi już w ciele nie ma, ziemia ściąga ciotkę do siebie. opary. 2. boli w krzyżu (amsterdam) niedopaleni w amoku. krótkie losowanie i zanim ocean rozfalił się jestem u łysego chłopca w domku. najprawdopodobniej pochodzi z milczenia, bo cisza rezonuje pytanie skąd jest. Ale mam to po co przyszedłem --- odbierając później sprzęt - uśmiecha się i mówi I'm from Izrael, uśmiecham się zaciskam pięść prostuję kciuk pozdrawiam, drżę jeszcze. 3. boli w krzyżu w tym drewnianym w tym polskim traktat cielesny lub feminijny tryptyk z prologiem ranek. wiele naszkicowanych na skórze. poranek przytulony do ciała, poranek na nie namalowanej buzi, poranek jeszcze niezmyty pod pachami, poranek klejący palce, powieki, usta, język. poranek nad każdym kościołem i nad każdym domem i nad każdym --- w ten sam zakurzony mgiełką sposób. a jasne echa w jej włosach. I (hop, przeszkoda) jestem malutka, ale już dorosła, z wąską szparką. tak wąską, że nie zmieściłabym żadnego z tych zadziornych, obskurnych chłopaków, których moje koleżanki ciągle biorą w siebie. II (hop, przeszkoda) wczoraj pierwszy raz w życiu zasnęłam w autobusie. jakbym wyszła z ciała i myślałam że odlecę ale okazało się - bez tych całych nerek, jajników, wątroby, głowy jestem taka ciężka i przygnieciona rozpłaszczona bez całej nie wypłukanej jeszcze siebie, bez moich baloników. śniły mi się wyrazy bez nazwy. ściskałam poręcz a im wydawało się że ją głaskałam. obudziłam się a na mnie pełno ich chuchnięć, wydechów i tym podobne. obudziłam się tuż za moim przystankiem. III (hop, przeszkoda) memłam swoje normalne życie. z okna patrzę jak chłopcy piją wódkę i spalają papierosy, to nędzne zużyte rekwizyty. tylko ten mały defekt powoduje że nie mogę myśleć o niczym innym. oni wszyscy mnie potajemnie pragną odczytuję to z charakteru ich splunięć. wiedzą że patrzę. poprawiają kieszenie. wiem czemu mnie chcą. kiedy nocą się cała chowam na prześcieradle kiedy nocą ono się do mnie całe fałduje stamtąd wąziutko sączy się światełko. *** siedzimy z muminem na przystanku. mumin jest nieogolony i patrzymy się w górę. pomarszczone. rozpychające chmury. ładne. gdzie. z balonika w którym jesteśmy jakby uszło skutecznie powietrze. i autobus ma teraz krótszą do nas drogę. spóźnienie i tak wpisane jest w miastobraz. - porządne warszawskie chmury i niebo - mówi. ja opowiadam coś, kiwam głową, mocniej zapieram się w ławce, patrzę uważnie. jestem taki cichy w swym buncie. wiersz dla niepoznaki palec w ucho kawusi (i już jest substytut) okiem na wstrząsająco indywidualne i piękne paznokcie z których odchodzą żyłki jeszcze nie modne w prasie kobiecej, okiem na wielokrotne nieświadome uszczerbki ubrania i wszystkie te igiełki ruchów, spojrzeń (dla czego patrzy?) (dla kogo patrzy?), słów o jednym konkretnym wektorze prosto w --- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - próbowałem się zakłamać i nie wyszło tylko weszło jeszcze bardziej i dotyka - z dziesięciu trudniejsze dziewiąte od czwartego. na kolację jajka z majonezem i patrzenie w żaluzje. i patrzenie w żaluzje. gdzieś tak, niemal w okolicach znów wczytałem świetlickiego i nie mogę pisać. ręka wyrastająca z papierosa, ręka zaciskająca się na szyi, pod ręką krtań. ćwiczenia z tekturowymi drzwiczkami przydały się jednak. charczę rzeczowniki, daty, notatki, zachody słońca, mlaskające mgłą poranki, i nie wypowiem imienia bo sam nagi stanę przed sobą, palec w bliznę po wycięciu wyrostka wsadzę i pomiącham. siniaki się. wykrzywiam tonację modlitwy. wszechświat pętli się, powtarza, huczy w sobie pomrukiem po dawnym, odległym już świetle. gdyby żyli wszyscy młodo zmarli poeci napisaliby wszystkie najgorsze wiersze świata. (wisieć, utonąć, kompilować, krzyczeć za kobietą, pić, palić, onanizować sprawnie, leżeć, spalać, gwiazdy, krzyczeć w siebie, ręce prostować, krzyczeć w siebie, na około trawy) prawda o szczęściu dawno, dawno temu, za siedmioma górami i za siedmioma morzami i żyli długo i szczęśliwie. |
Marcin Cecko [ mako@waw.pdi.net ]------------------------