zmień stronę poprzednia strona spis treści następna strona

Damian Cielepa - l'art

- Co piszesz synku? - jak Boga kocham, naprawdę tak spytała.
- Powieść, mamusiu - odparłem ironicznym tonem.
- Powieść? A o czym ona jest?
Tomasz Kaczkowski Siedzę trzeci dzień nad paroma zagryzmolonymi kartkami, gdzie oprócz kilku ważnych numerów telefonów, paru dowcipnych rysunków w stylu Garfielda i niekończących się zdań bez sensu NIE MA NIC! Ani jednego porządnego literackiego zdania. Ani jednego, które trzymałoby się kupy. I co ja mam jej odpowiedzieć? Powiedzieć prawdę, że jestem do niczego? Że jej ukochany synalek bezczynnością marnotrawi prąd wytwarzany z trudem i mozołem w elektrowniach, zamiast grzecznie iść spać? Właściwie dlaczego nie idę się położyć? Może zdobyłbym jakieś nowe senne doświadczenie?
- To tajemnica - odparłem na odczepnego.
- Tajemnica?
Zawsze jest taka podejrzliwa.
- No wiesz... Normalnie... - bredziłem coś bez pojęcia - ... tajemnica - dodałem, kładąc stanowczy nacisk na ostatnie słowo dla podkreślenia jego znaczenia.
- Idź już spać mamo. Jest po północy. Ja zaraz też się położę. Napiszę tylko kilka zdań. Obiecuję.
- Zawsze tak mówisz. Tylko kilka zdań, kilka zdań... Żony byś poszukał. Co ty zrobisz jak mnie zabraknie na tym świecie? Hm? Co zrobisz jak mnie zabraknie? - powtórzyła pytanie podniesionym głosem.
- Będę nadal twoim najcudowniejszym synem.
Otoczyła ramieniem moją szyję i lekko załkała.
- Ja też cię kocham mamo. Ale idź już wreszcie spać. Proszę cię. Dam sobie jakoś radę. Jutro pójdę poszukać sobie żony.
- Gdyby żył twój ojciec...
- Proszę cię, tylko nie mieszaj w to ojca.
Wstałem, ucałowałem ją w czoło i ponaglając, niemal wypędziłem z pokoju. Z mej przestrzeni intymności. Chłopięcych marzeń. Różowych snów. Osiemnastki...

Potrzebowałem szybkiej forsy. Pisanie bzdetów dla brukowych szmatławców nie przynosi rewelacyjnych dochodów, ale wystarcza, by nie umrzeć. Jednakże co to za życie? Pisać w kółko to samo, jak przystojny goguś rozprawia na temat zachodu słońca, kojącego szumu morskich fal, wzbijającego się w powietrze stada dzikich kaczek, by na zakończenie, ten "książę" położył swą delikatną dłoń na jej udzie i pocałował namiętnie w usta. Ble! Już mi się niedobrze robi. Żadnej w tym finezji! Gracji! Banał.

- Michalski! - poderwałem się.
- Słucham.
- Do naczelnego! Ale to już!
- Czego znowu chce ode mnie ten...
- JUŻ! - zagrzmiał jak grom z jasnego nieba głos sekretarza.

- Michalski? Siad.
- Tak jest panie redaktorze naczelny.
- Michalski, powiedz no, o czym to ostatnio rozprawialiśmy w tym przepięknym gabinecie?
- No, w zasadzie...
- Milcz zasrańcu kiedy ja mówię, zamknij jadaczkę błaźnie! - Naczelny wyraźnie był wściekły. - Od wczoraj wydzwaniają do mnie Szanowne Panie (tu podniósł palec do góry, lekko odchylając głowę do tyłu), nasze czytelniczki, które oburzone są na niejakiego Michalskiego, popularnego pisarza naszego poczytnego tygodnika. A wiesz za co go chcą wykastrować? Zlinczować? Poszczuć psami? Nie wiesz!? To ja ci powiem! Dlatego, idioto, ponieważ uśmiercasz w tandetnym wypadku samochodowym naszego głównego bohatera. Hrabiego Luisa - najbardziej romantyczną postać, jaka przewijała się od pół roku w "Niecodziennym romansie". Tak po prostu. Bohater umiera. Trup. I to bez konsultacji ze mną! Twoim zwierzchnikiem. Twoim chlebodawcą...
- Ależ panie...
- Milcz, kretynie. Jak cię zaraz wywalę na zbity pysk, to się opamiętasz! Nie wiem jak to zrobisz, ale w następnym numerze Luis ma się pojawić i koniec.
- Przecież on nie żyje. Sam pan przed chwilą powiedział, że to trup - próbowałem delikatnie wyjść z tej podbramkowej sytuacji.
- Grrr - naczelny zawarczał jak pies, - zaraz ci podgryzę gardło. Dobrze wiesz, że jestem do tego zdolny. Choćbyś miał stanąć na głowie, ON MA POWRÓCIĆ! Wskrześ go! Niech stanie się cud!
- Amen.
- Inaczej wylatujesz z roboty! Kapewu? A teraz won mi z oczu, bo gotów jestem cię zabić.

No i ożył. Zamontowana w kierownicy poduszka powietrzna cudem wyrwała hrabiego ze szponów śmierci. Czytelniczki słały listy pełne zachwytu i podziękowań za ocalenie Luis'a. L'art's schodził z kiosków jak świeże bułeczki. Naczelny się cieszył. Redakcja również. Ja utrzymałem pracę i też się cieszyłem. Tylko Luis w wyniku wypadku stał się bezpłodny. Ironia losu.
Ale o tym w następnym odcinku.

Damian Cielepa [ jazzmen@friko4.onet.pl ]------------------------





poprzednia strona ||| spis treści ||| następna strona
aktualny: flash ||| archiwalia ||| linki ||| kontakt ||| spis autorów |||